niedziela, 13 lutego 2011

Kryzys numero uno

Pierwsze wrażenia z Sewilli? Pomarańcze, wszędzie pomarańcze. Czasem wychodzisz z domu, a ulica wygląda, jakby przejechał nią samochód dostawczy z dziurą w pace. Nigdy nie rozumiałam, czemu Nowy Jork to Wielkie Jabłko, musiała tu nastąpić daleko idąca metafora. Natomiast zastanawiam się, czemu w Hiszpanii rzucają się tymi pomidorami, skoro to pomarańczy mają od diabła i ciut ciut. Może dlatego, że pomarańcze rzucają się na nich same. Zdarzyło mi się dzisiaj siedzieć w barze tapas i chciwie wpatrywać w pobliskie drzewo uginające się pod tymi owocami jak dziecko w podstawówce pod swoim tornistrem i czekać, aż jedna z tych pomarańczowych kulek wreszcie spadnie komuś na łeb. Nie spadła, sąsiedni stolik ocalał, odeszłam niepomiernie zawiedziona. Ale mam jeszcze czas zanim wszystkie dojrzeją. Mañana, mañana.

Tak, to było nieco in medias res, być może skuteczne dramatycznie, ale nie piszę odcinka CSI: Sevilla. Początek na początku od początku.

Wszyscy zainteresowani wyjazdem do Sewilli, czy w celu zwiedzania, czy odwiedzenia niżej podpisanej muszą wiedzieć, że kwestia transportu jest logistycznym koszmarem. Nie ma żadnego bezpośredniego samolotu z Polski, a ponieważ sewilskie lotnisko jest maciupcie – jak na stolicę Andaluzji – pozostają loty z przesiadką, bądź też dojazd z Malagi. Jako że Kasia nie może zrobić nic prostego, na moją podróż złożyła się ponadto samochodowa eskapada do Belgii, noc w Antwerpii i lot z brukselskiego Charleroi.

Lekcje wyniesione z Antwerpii:
1) Zawsze miejcie ze sobą drobne: nie większe niż eurówki (w odróżnieniu od dwueurówek, które reprezentują klasę zdecydowanie wyższą, niespotykaną w antwerpskich automatach) i nie mniejsze niż dziesięciocentówki, pariasy wstrętne*, za które nie da się nic kupić.
2) W przypadku braku drobnych, a zarazem jednoczesnej konieczności natychmiastowego zakupu biletu w automacie na przystanku w dzielnicy żydowskiej – bo nadjeżdża tramwaj – zaszczękajcie prosząco parą monet wyższej klasy i popatrzcie się z zakłopotaniem (ładniejsze określenie miny kury gwałtownie wyrzuconej z pięterka kurnika) na stojących obok dwóch młodzianów. W efekcie powinniście(nnyście) otrzymać superatę w wysokości minimum 1€ w dwudziestocentówkach.
3) To, że mieszkańcy Antwerpii nie miewają zasłon, zachęca do gapienia się z rozwartą gębą w okno naprzeciwko. Nie róbcie tego. Jego właściciel może okazać się faszystą dumnie eksponującym na parapecie swoją kolekcję pocisków. Za sąsiadów mającym stowarzyszenie młodzieży żydowskiej ‘Syjon’.
4) Piwo pije się z fikuśnych szklanek – na przykład w kształcie klepsydry – z drewnianym uchwytem który sprawia, że klepsydra ta wygląda jakby potrzebowała chodzika dla niemowląt.
5) Do piwa podaje się popcorn o smaku maggi.
6) Lotnisko Charleroi Bruxelles Sud jest położone wewnątrz terenu zaminowanego. Jest to jedyne wyjaśnienie plątaniny zakrętów, zjazdów i rond do niego prowadzących. Ewentualnie dziecko osoby projektującej drogę dorwało się do planów mamuni/tatunia i podeszło do nich entuzjastycznie za pomocą kredek i unurzanych w farbie brzegów szklanki.

Lot samolotem mógłby składać się wyłącznie ze startu. Nie to, że nie podoba mi się reszta, ale start jest po prostu najlepszy. Na lotnisku w Sewilli powitał mnie, niezależnie od tego jak tandetnie to brzmi, zapach świeżo skoszonej trawy. Co jest samo w sobie intrygujące, jako że trawnika to ja tam porządnego nie widziałam. Może rozpylają na płycie lotniska, żeby zmylić ludzi. Dlaczego? Dlaczego nie.

Pan taksówkarz był lekko nieobecny duchem, ale w łamanym hiszpańskim zdołałam mu wyjaśnić gdzie chcę jechać. Nie znał tej ulicy. Podstawiłam mu mapę pod nos i wytknęłam miejsce palcem. Sytuacja powtórzyła się podczas drogi czterokrotnie. W końcu machnęłam ręką i wysiadłam. Co to jest dla mnie, tachać trzydzieści kilo po średniowiecznych uliczkach. … Czwarta napotkana osoba wiedziała gdzie jest moja ulica, była starszym panem i nazwała mnie „chica guapa”. Przecisnęłam się przez wąskie przejście, znalazłam dom i zapukałam…

CDN (być może)





_____
* Tak, mówię o rodzaju jadowitych węży z podrodziny grzechotnikowatych w rodzinie żmijowatych, bądź też o bezpańskich psach występujących w południowo-zachodniej Azji i północnej Afryce.


2 komentarze:

  1. To te pomarańcze z reklamy Tymbarku :) tak trzymaj KB :)

    OdpowiedzUsuń
  2. cudownie mi się czyta, lepiej niż niejedną książkę. Twój sposób pisania na pewno nadaje się na jakiś bestsellerek :) pozdrawiam
    oj będę zaglądać

    OdpowiedzUsuń