Korzystając z faktu, iż podzwrotnikowe słońce z pewnymi oporami, acz nieuchronnie zadomawia się w moim obecnym regionie świata, zdecydowałam się z rzeczonego regionu tymczasowo uciec.
Lekcje wyniesione z Kadyksu:
+ Wszyscy narzekający na sroki wrzeszczące po osiedlach powinni wznieść modły dziękczynne za to, że nie mają papug w parkach.
+ Każde miasto powinno wyposażyć swoją fontannę kaskadową w figury dinozaurów.
+ Na karnawał przebrać się można za absolutnie wszystko – w tym za Facebooka – ale tak naprawdę każdy będzie chciał mieć z tobą zdjęcie, jeśli będziesz duchem z logo Ghostbusters.
Lekcje wyniesione z Gibraltaru:
+ Ludzie nie pochodzą od małp. To małpy pochodzą od ludzi.
+ Nigdy nie przemycajcie Białorusinki na terytorium Zjednoczonego Królestwa.
+ Zawsze i wszędzie można znaleźć darmowe miejsce parkingowe. Trzeba tylko być wytrwałym i szukać. I szukać. I szukać…
+ Ronda są świetnym miejscem na zmylenie i zgubienie drugiego samochodu z twojej kawalkady.
+ Znakomitym pomysłem jest wybudowanie lotniska w poprzek jedynej drogi do twojego terytorium zależnego. Jakby samoloty nie mogły startować pionowo w dół z czubka Rock of Gibraltar.
Lekcje wyniesione z Maroka:
+ Lot Sewilla-Fez jest szybszy niż twój autobus do szkoły.
+ Marokańskie taksówki nie mają pasów i są magicznie rozciągliwe – do jednej wchodzi średnio siedem osób.
+ Na arabskim bazarze osiołki mają ewolucyjnie zasłużony przywilej pierwszeństwa przejazdu, wyprzedzania, wymijania i tratowania.
+ Wszyscy sprzedawcy są twoimi przyjaciółmi i dlatego dostaniesz specjalną cenę.
+ W Maroku je się palcami. Jedynym związanym z tym problemem jest to, że chciałoby się jeść garściami. A każdy piątek to ogólnokrajowy Kuskus Day.
+ Do prawdziwego hamamu chodzi się ze swoimi wiaderkami. I szamponem. I dziwną, glutowatą substancją, którą później zeskrobujesz specjalną rękawicą. A, tak, i nago.
+ Za najbrzydszą ścianą z brudnym tynkiem i belkami podtrzymującymi ją przed upadkiem kryje się kafelkowy pałac z patio z fontanną i dekorowanymi poduszkami, za to nie ma co liczyć na ciepłą wodę w łazience.
Lekcje wyniesione z Portugalii:
+ Przypadkowy wyjazd do pięciogwiazdkowego hotelu spa zawsze jest dobrym pomysłem.
+ Amêijoas à Bulhão Pato jest jednym z tych dań których nazwa powoduje, że ma się ochotę zamawiać je z lekkim uśmieszkiem wyższości. To przez te wszystkie daszki, kreski i falki.
+ W Portugalii jada się pewne owoce morza, zwane percebes. Podane, przywodzą na myśl palce u stopy szatana. Obrane, wyglądają jeszcze gorzej.
+ Wybrzeże Portugalii jest zupełnie takie samo jak w Polsce, nie ma po co jechać.
A Sewilla w tym czasie zdążyła rozpalić w piecu. Kafejki przy uniwersytecie już rozstawiły parasole – w celu zgoła odwrotnym niż czyni się to w Polsce. Na pasach zieleni przy rzece wyrastają endemiczne formy życia, potocznie zwane cielskami na kocykach. A ludzie naśladują zachowanie kameleonów, gwałtownie zmieniając odcień na Rouge Allure z katalogu szminek Chanel. Legendarne andaluzyjskie lato nadchodzi. Co ciekawe, mieszkańcy Sewilli są najwyraźniej takimi twardzielami, że nie potrzebują kremów do opalania. Znaleźć je jest trudno i w dodatku kosztują krocie, zwłaszcza jeśli wolałoby się mieć Niveę w psiku z filtrem 30, a nie nieokreślonej marki i faktora bloker dla dzieci z chińskiego sklepu.
Wraz z nadejściem astronomicznej wiosny, Sewilla wita pogodowe lato. I stanowczo żegna deszcz i mokre buty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz